
Specialized Turbo Levo FSR Expert 6Fattie
W Leogang, jak zawsze na Specu, miała być ostra jechanka. Do tego jesteśmy przyzwyczajani od lat, więc całkiem spokojnie zapakowałem do torby sprzęt do jazdy po ścieżkach i z niecierpliwością cisnąłem gaz. Jeszcze przed wejściem na salę prezentacyjną nikt z dziennikarzy nie wiedział, co będzie jej przedmiotem i dyskutowaliśmy namiętnie jakie rowery nam pokażą. Osobiście obstawiałem nowego Cambera na dużych kołach „+”. Każdy z nas miał jakieś typy, wzajemnie popisywaliśmy się znajomością cyklu odnawiania poszczególnych modeli. Po przekroczeniu progu miałem wrażenie, że jak będę musiał wypić te wszystkie piwa o które się założyłem, to mój kac potrwa do końca prezentacji. Ale gdy podchodziliśmy do nowych rowerów coraz bliżej, rozmowy cichły...
Prezentacja mnie nie porwała. Wprawdzie nafazowana emocjonalnie ekipa projektantów robiła co mogła, żeby wykrzesać z nas rozdygot w oczekiwaniu na jazdę, ale mówiąc szczerze nie osiągnęła zamierzonego celu. Zanim główny prelegent zapytał: czy są jakieś pytania?, większość z nas była już myślami przy bufecie, a może nawet dalej. Nikt o nic nie pytał, nikt się nie ekscytował, na sali panowała martwa cisza. Byłem naprawdę wściekły, że nie poinformowano mnie o celu prezentacji i że zamiast przerzeźbić parę tras, znalazłem się na spotkaniu omawiającym protezy dla emerytowanych miłośników MTB.
Dlatego nie zdziwcie się, że impresje dotyczące motorka zostawiam na później.
Cały tekst znajdziecie w bikeBoard 8/2015
Możesz też kupić e-wydanie
Reklama