
Orbea Onix TTG ‘2011
Przychodzi taki czas w życiu, że trzeba coś zmienić, może rower? Czasem potrzebna jest odmiana, odskocznia od rutyny, a szosówka zapewnia zupełnie inne doznania, nie gorsze niż enduro. Gonitwa z prędkością 90 km/h po krętej drodze opadającej z przełęczy może być równie ekscytująca, jak eksponowany alpejski singletrack. Zwłaszcza gdy składasz się w zakręt i uświadamiasz sobie, że jedziesz po cienkiej linii, musząc zaufać oponkom, których szerokość kontaktu z asfaltem to jakieś kilkanaście milimetrów kwadratowych.
Onix TTG został skomponowany dla zaawansowanego amatora kolarstwa szosowego, ale może to być też doskonały rower jako urozmaicenie w sezonie enduro, szczególnie, gdy przez cały lipiec leje deszcz i w górach jest błoto po osie.
SSN
Tym skrótem Orbea oznacza ramy, które są indywidualnie projektowane dla każdego rozmiaru. Onix w rozmiarze 60 to zupełnie inna rama niż ten sam model w rozmiarze 48. Konstruktorzy logicznie założyli, że na większej ramie będzie jeździł większy i cięższy kolarz, zatem nie wystarczy tylko zmienić geometrię ramy, trzeba też dopracować jej budowę. Rama została wykonana jako monocoque z włókna węglowego, co na pewno ułatwiło producentowi osiągnięcie zamierzonego celu. W ramie jedynie haki tylnego koła to aluminiowe inserty. Ciekawie rozwiązano opór dla pancerzy linek przerzutek. Przelotki znajdują się po bokach główki ramy i wychodzą z logotypu. Dzięki temu przewody nie ocierają ramy. Jej przód to właściwie nie główka, a wielki łeb, jakiego nie powstydziłby się rower MTB z widelcem o skoku 150 mm. Równie solidnie wygląda support, z którego wychodzą wąskie acz wysokie profile dolnych rurek tylnego widelca.
Komponenty
Na ramie Onix jest zbudowanych aż 5 modeli. Testowany przez nas TTG jest ostatnim w rodzinie. Został wyposażony w napęd Shimano Tiagra (jedynie hamulce są spod znaku Orbea), a więc osprzęt dla entuzjasty i taki jest też TTG. Cieszy nas, że wybór padł na Tiagrę, a to dlatego, że klamkomanetki mają taką samą zasadę działania, jak wyższe modele, czyli dźwignia multiplikacji jest pod dźwignią hamulca. Pozwala to na zmianę biegów zarówno w dolnym, jak i górnym chwycie. Choć w dolnym czasem ciężko trafi ć w mniejszą dźwignię nie popychając jednocześnie większej. Wybierając się na objazd dookoła Tatr lekko się przestraszyłem patrząc na korbę z dwoma blatami 52 i 39 zębów. Takie przełożenia to już coś dla wytrenowanego amatora, a nie niedzielnego kolarza. Mimo moich obaw dałem..., znaczy: Orbea dała radę na każdej przełęczy. Zmiana biegów jest dość gładka i jak na mój gust wystarczająco sprawna, jednak niezbyt szybka. Wymagający kolarze będą marudzić, ale amator powinien być zadowolony, choć redukcja z blatu wymaga silnego nacisku na mniejszą dźwignię. Rozczarowały nas hamulce. Czucie klamek jest nieco „gumowe”, ale nie to jest największym problemem, tylko mała siła hamowania. Trudno powiedzieć, czy to wina szczęk, czy może wystarczyłoby wymienić klocki. Rower toczy się na kołach Shimano RH-500. No cóż - nie widzieliśmy ich w czasie żadnego touru. Opony Vittoria Zaffiro toczą się cicho i zapewniają dobrą przyczepność. Ich szerokość to zaledwie 23 mm, więc trzeba je solidnie pompować i raczej nadają się do jazdy po gładkim asfalcie. Mimo to, to naprawdę porządny zestaw, który przejedzie dziesiątki tysięcy kilometrów bez zgrzytu. W rowerach z tej półki nie spotyka się niczego bardziej finezyjnego. Jeśli jednak śni Ci się podium za ok. 2000 zł można zmniejszyć masę rotowaną w Orbei o 700 - 800 g! A koła treningowe masz gratis.
Jazda
Pierwsze, na co zwróciłem uwagę, to szeroka kierownica. Mnie taki układ odpowiada, choć teoretycznie mógłbym mieć węższą, ale dzięki tej pewniej czułem się prowadząc Orbeę. TTG jedzie stabilnie, jednocześnie fajnie i nie nerwowo skręca. Druga rzecz to niska pozycja, nawet w górnym chwycie sporo ciężaru ciała spoczywało na rękach, mimo że pod mostkiem były wszystkie podkładki. Zdecydowałem, że wolę bardziej rekreacyjną pozycję i obróciłem mostek, żeby miał dodatni wznos. Innym takie ustawienie też się podobało, zapewniło wygodną wyciągniętą postawę, ale bez dużego obciążenia rąk. Pozwoliło spędzić 8 godzin bez bólu karku, rąk i krzyża. Dokuczały mi jednak wibracje wywołane jazdą po asfalcie gorszej jakości. Rama i widelec są bardzo sztywne w pionowej płaszczyźnie roweru, do tego wąskie, mocno napompowane opony, więc wszystkie wibracje są przenoszone na kierownicę i siodło. Wygodne i ma kilkumilimetrową podściółkę. Przy naprawdę stromych podjazdach pokonywanych siłowo na stojąco dało się odczuć niewielkie odchylenia ogona, ale zauważyli to tylko niektórzy, najsilniejsi testerzy.
Podsumowanie
Onix w wersji TTG to rower dla entuzjasty poszukującego bezkompromisowego narzędzia treningowego... ale to nie jest cała prawda. Nawet jeśli puryści zaczną marszczyć noski na Tiagrę w wyścigowym rowerze, jego nabywca będzie miał atuty. Kiedy połknie haczyk jazdy szosowej nie stanie się nałogowym allegrowiczem próbującym puścić okazyjnie używaną szosówkę dla początkującego. Rama w Orbei jest zbyt dobra w stosunku do osprzętu. Dzięki niej, gdy aspiracje amatora zaczną wzrastać, może stać się bazą do dalszej rozbudowy. Jest na tyle zaawansowana i efektywna żeby sprostać rygorom ścigania się na naprawdę wysokim poziomie. Odpowiednia sztywność i geometria pozwoli dopasować aerodynamiczną pozycję i zadowoli ścigającego się kolarza.
PS: dobra wiadomość z ostatniej chwili Onix TTG praktycznie w niezmienionej wersji
będzie dostępny na rynku Polskim także w kolekcji 2012 ale jego cena spadnie do 6199 zł!
>>> TTG, mimo że zbudowane dla amatora, daje poczuć, dosłownie, jak jeździ się na rasowej szosie. Świetna rama da w przyszłości podstawę do ulepszenia roweru<<<
Dodano: 2011-09-21
Autor: Tekst: Marcin Wielkiewicz, zdjęcia: Jacek Wejster
Reklama