
24” rowery dla kategorii „żak”
Wszystkie nasze dywagacje dotyczące wieku użytkowników to szacunki, które należy potwierdzić indywidualnie na konkretnym modelu roweru. Rozpiętość skali wzrostu dzieci może być bardzo duża, różni się także w zależności od płci. Polegając na badaniach projektu OLAF, na podstawie siatek centylowych można nawet przewidywać rozwój fizyczny dziecka. Warto poszukać ich w sieci, bo z mojego doświadczenia wynika, że pozwalają naprawdę precyzyjnie określić, jak będą rosły pociechy, co w tym konkretnym wypadku może przełożyć się na czas eksploatacji roweru, a więc potwierdza lub przekreśla sens wydawania większych kwot na lepszy sprzęt. Warto, żeby rower posłużył dłużej, dlatego zakup 24” warto zaplanować jeszcze w zerówce. Bazując na naszych doświadczeniach, wiemy także, że nie warto skąpić, ponieważ po czterech latach eksploatacji sprzedaż roweru tego typu na rynku wtórym zajmuje mniej czasu niż pisanie ogłoszenia na OLX.
Ostatnio rowery z tej grupy dogłębnie testowaliśmy w 2016 roku i muszę powiedzieć, że tegoroczna próba bardzo mnie ucieszyła. Uniknięto błędów, jakie wytknęliśmy kilku rowerom trzy lata temu. Obecnie więcej producentów projektuje rowery dla dzieci w sposób, jaki zarezerwowany był wyłącznie dla ówczesnych liderów tej dziedziny. Rowery są bardziej przemyślane geometrycznie i lepiej pasują do dzieci, dzięki czemu lepiej się one na nich czują i sprawniej jeżdżą. Czy ja w teście dziecięcych 24” napisałem słowo „geometria”? Tak, bo dopasowanie sprzętu dla juniora odgrywa taką samą rolę jak dla zawodowca walczącego o ułamki sekund. Wynika to z faktu, że dzieci, którym pasują rowery na kołach 24”, ważą 20–35 kg, a rowery w naszym teście właściwie tyle samo co drogie HT dla dorosłych, dlatego masa roweru może stanowić nawet 30% (sic!) masy ciała użytkownika, podczas gdy u dorosłych wyczynowców będzie to zaledwie kilka procent. To nie pazerność i głupota producentów leżą u podłoża tego przykrego faktu. Głównym powodem są normy bezpieczeństwa dla obciążeń i przeciążeń – identyczne jak w produktach dla dorosłych – oraz cena najlżejszych technologii.
Trudno sobie wyobrazić sprzedawalny carbonowy rower dla dziecka, który musiałby kosztować kilkanaście tysięcy złotych. Z tego powodu trzeba pogodzić się z relatywnie wysokim ciężarem i liczyć na umiejętność projektanta w wykorzystaniu każdego wata generowanego przez młodego mistrza. Podstawowym sposobem jest optymalizacja geometrii, nie zagłębiamy się jednak w kąty czy długości, lecz skupiamy się tylko na optymalnym dopasowaniu do ciała rosnącego przecież użytkownika. Drugim sposobem jest ograniczenie potrzeb i skoncentrowanie się na najważniejszych cechach, dzięki którym rower będzie skuteczny w określonych warunkach.
Po co jest rower dla dziecka?
Dywagacje o doborze właściwego roweru zacznijmy jednak od bardziej socjologicznego zagadnienia i poprawnie rozpiszmy śródtytuł: „Po co jest rower? Dla dziecka!”. Kupując rower, choćbyśmy nie wiem jak się pilnowali, zawsze pojawi się jakaś projekcja własnych aspiracji i nadziei. W mojej piwnicy kurzą się juniorskie wyczynowe buty narciarskie o indeksie sztywności skorupy „90”, które kupiłem dla mojego ważącego trzydzieści kilka kilogramów syna. Co ze mnie za głupiec! Te buty to dla jedenastolatka odpowiednik napędu 53–39 z kasetą 11–25! Drogi sprzęt, którego mimo sukcesów w Małopolskim Okręgowym Związku Narciarskim prawdopodobnie nigdy nie użyje, bo stopa urośnie mu szybciej niż muskulatura. Per analogiam: jesteś miłośnikiem ścieżek? Myślisz, że twoje dziecko też zostanie? Życząc ci tego z całego serca, podpowiem, że zamiast od razu kupować dziecku specjalistyczny rower 24” na hopki lub ścieżki, lepiej sprawić mu bardziej uniwersalny. Taki, żeby najpierw parę razy pojechać na pumptrack z mało ambitnym założeniem, że po dwóch rundach wrócicie, zahaczając oczywiście o lodziarnię. Rower dla dziecka w tym wieku nie musi mieć „resorów”, „przerzutek” i balonowych opon z traktora, tak jak buty narciarskie indeksu „90”. Musi być przyrządem do osiągania dziecięcych przyjemności. Ten rower jest dla niego lub dla niej, nie dla ciebie! Z dziewięciolatkiem, który mówiąc o swojej przyszłości sportowej, a priori wykluczył „żółte koszulki lidera”, sugerując ambicje na grę w ekstraklasie (o losie!), w pewną paskudną niedzielę zrobiłem kiedyś prawie 30 kilometrów. W plecaku miałem piłkę i na każdym wiejskim boisku rozgrywaliśmy meczyk – zawsze wygrywał, po czym wskakiwaliśmy na rowery i jechaliśmy do następnego „stadionu”. Musiałem tylko wcześniej zrobić kwerendę okolicznych boisk LZS. Rower ściśle terenowy, nawet z mnóstwem przerzutek, w niczym by nie pomógł.
„Więc może szosówka?” – zapytasz. Służę kolejną anegdotą z życia Kędrackich.
Mieliśmy kiedyś cud szosówkę 26” do przetestowania i innego dziewięciolatka do dyspozycji. Pojechaliśmy na Jurę, tylko że tak nam dobrze szło, że przekroczyliśmy plan kilometrowy, po czym się okazało, że skrót do samochodu prowadził przez gruby szuter i ta juniorska szosówka wykluczała jazdę. Objazd był za długi i musieliśmy się przegrupować. Mikołaj wsiadł na stojaka na maminego górala, ja wziąłem jego szosę na ramię, a mama… pobiegła. Więc jeśli stać cię na trzy rowery dziecięce w domu, to bardzo proszę! Nie zastanawiaj się, tylko kup fulla do skakania i szosę 26”, ale przede wszystkim turystycznego z błotnikami – będzie najczęściej w ruchu. Sprawdziłem na własnych dzieciach, że na sztywnym widelcu da się bawić na przysłowiowych ścieżkach w Świeradowie, a przy dobrej pogodzie (wyciągnąłeś kiedyś dzieciaka na rower w deszcz?) wystarczą tam również prawie gładkie opony. Bo największą przeszkodą nie będą te trzy zakosy i stromy podjazd, tylko dziesięciokilometrowa prosta asfaltem, która zawsze trafi się na waszej drodze, choćbyś nie wiem ile czasu spędził nad Google Earth. To znaczy pojechać się nią da nawet 13–14-kilogramowym fullem (lżejszych seryjnie nie produkują), ale wiedz, że później powtórzenie jakiejkolwiek rowerowej przygody nie będzie możliwe bez korupcji lub krzyku.
W naszym teście dominują rowery terenowe. Modele Fuji i Giant stworzono z myślą o dzieciach, które wśród swoich rówieśników są odpowiednikami zawodników pucharu świata XC i EWS.
Prostszy w obsłudze (tylko jedna przerzutka) nawet w najtrudniejszych warunkach terenowych, w jakie można wysłać dziecko z pierwszych lat podstawówki, będzie GT, a EightShot dalej zajedzie, bo jest fantastycznie lekki z powodu braku amortyzatora. Bezpretensjonalny Wahoo nie zostanie w tyle pod ambitnym użytkownikiem lub użytkowniczką. Co więcej, nie będzie uciążliwy na długich prostych asfaltach (opony, lekkość), a błotniki pozwolą planować regularne dojazdy do szkoły bez względu na możliwości opadu.
(...)
Cały test znajdziecie w BikeBoard 4/2019. Możesz też kupić e-wydanie.
Dodano: 2019-04-24
Autor: Tekst: Miłosz Kędracki
Reklama