
KTM Phinx ‘2012: Phinx 6x9
Nie miałem szczęścia dostać w ręce Tasera w ramach redakcyjnych testów, ale z nawiązką wynagrodziła to gratka testowania jego najnowszego wcielenia podczas premierowych pokazów w Austrii. I to od razu w dwóch wersjach - klasycznej i zmutowanej dla większych. Phinx nie zgrzał tak bardzo stada redaktorów z całego świata, jak rewolucyjny Myroon. Węglowe wersje zarówno na klasycznych kołach, jak i ninery, zawierają te same najnowsze koncepcje inżynierów KTM, analogiczne do tych ze sztywnego brata i pisaliśmy o tym w bB #8/2011. Topowe wersje zbudowano z laminatu identycznego nowemu Myroonowi, dzięki czemu łatwiej mu spełniać założenie lighter-stiffer-more comfortable.
Rama dla klasycznego koła ma według zapewnień ważyć wyraźnie poniżej 2 kg i to w średnim rozmiarze z tłumikiem. Dla porównania Taser ważył 1958 g bez tłumika. Rama, a szczególnie przedni trójkąt Phinxa, jest wyraźnie bardziej kompaktowy, niż u poprzednika. Testowalismy, także analogiczne wersje aluminiowe i do jednej z nich odnosi się tabelka ze specyfikacją. Obniżono prowadzenie górnej rury, która dodatkowo przy węźle sztycy tworzy charakterystyczne widły. Zabieg miał na celu zapewnienie gładszego prowadzenia schowanych wewnątrz konstrukcji linek, a także usztywnienia tego połączenia. Tym bardziej, że górna rura Phinxów spłaszcza się ku tyłowi. BB-30 jest drugą innowacją obok Inner Cable Routing w stosunku do Tasera, a trzecią jest poszerzone dolne łożysko sterów - dla większej sztywności główki. Phinx nie oferuje budzącej poklask w Myroonie 12-milimetrowej osi tylnego koła, która w fullu byłaby znacznie bardzo podejrzana. Wahacz, wzorem ubiegłorocznego, opiera się o rozwiązanie jednoosiowe ze zmiennym położeniem obu osi tłumika. W wersji 26” wahacz bliźniaczo przypomina rozwiązanie znane z Tasera. Nie zastosowano nawet odchylenia rury podsiodłowej względem środka suportu, a przerzutka przednia montowana jest klasyczną obejmą. Z kolei „dwudziestkadziewiątka”, dla zapewnienia odpowiedniego prześwitu opony i zachowania względnie krótkiej bazy kół, ma „złamaną” podsiodłówkę, a przerzutkę wkręcamy w direct-mount. Sam element pośredni zawieszenia jest nieco dłuższy z uwagi na inne siły wynikające z większego koła. Wprawdzie na Phinxie siedzi się prosto, ale korzystnej dla ścigantów zmianie uległa charakterystyka zawieszenia. Tłumik z trójstopniową regulacją platformy pozwala w świetny sposób dostosować zachowanie wahacza do większości nawierzchni. Nawet w pełni otwartym trybie zawieszenie obu odmian nie denerwuje nadmiernym bujaniem, a przy tym i 26” i 29” pozostają komfortowe i czułe. Drugi i trzeci tryb włączonej platformy ograniczają miękkość w coraz bardziej progresywny sposób. Choć w tych ustawieniach zdajemy się odczuwać odpowiednio duże i największe łupnięcia, to Phinx cały trzyma przyczepność. Oczywiście, że czyni to w sposób mniej wyrafinowany, ale na pewno ciężko mu z tym zarzucić brak kompetytywnego nastawienia. W ciężkim terenie można bardzo agresywnie a jednocześnie bez obawy o zerwanie przyczepności atakować powtarzające się podjazdy bez oznak choroby morskiej. Mniejszy z braci jest odczuwalnie bardziej szybkoskrętny i zwrotniejszy. Pozwala reagować równie szybko jak sztywniak na klasycznym kole, a przy tym podjechać sekcje niewykonalne nawet dla sztywnego 29-ra, który w pewnym momencie tracił już kontakt z podłożem. Wychodzi na to, że na ścieżkach, których pokonanie wymaga ciągłej trakcji, full na małym kole jest lepszy, niż sztywny niner. Phinx 26” w bardzo gładki i intuicyjny sposób pozwala zawracać na ograniczonej do minimum przestrzeni, bez względu na to, czy jest to wąski slalom między drzewami, czy też ciasna agrafka na stromej, trawersowanej ścieżce dającej niewielki margines błędu. Mniejszy Phinx znakomicie spisywał się na szybkich sekcjach w rytmie „flow” - jest bardzo skoczny i dynamiczny, dzięki czemu można na luzie go podrywać do lotu na muldach czy wpasowywać w przeciwnie skierowane łuki. Błyskawiczna skrętność jest jednak sporym wyzwaniem na wąskich singlach, gdzie niekoniecznie mamy się po jednej ze stron czego złapać. Bardzo łatwo pozwala przejść ze stromego zjazdu w krótką, sztywną, urozmaiconą korzenno-kamienistym progiem ścieżkę - czułość niweluje nierówności, a lekkość pozwala skutecznie nadrzucać kołami. W przypadku 29-era takie sekcje nie wymagają ekwilibrystki - to czołg, który przejedzie po każdej nieekstremalnie trudnej sekcji. I nawet nie jęknie. Szybkie, kamieniste i zróżnicowane odcinki zjazdu z niemal 2300 m to maślana bułka z masłem maślanym i aby zafundować sobie prawdziwy odlot, wystarczy puścić klamki. Uskoków do metra nie zauważa. Nieco więcej kłopotów zaczyna się właśnie tam, gdzie te klamki trzymać należy. Manewrowanie na agrafkach, czy wymagających precyzji szczelinach między drzewami, porównać można do zawracania TIR-em na przeciętnej wojewódzkiej - cyrkowe umiejętności do „złamania” go są wskazane.
Phinx 26” to duży krok Austriaków w stronę skutecznego, efektywnego, dynamicznego i zwrotnego roweru do wyścigów na selektywnej rundzie, gdzie dużo większym zyskiem jest zachowanie ciągłej przyczepności, niż zrywność hardtaila. Niner z kolei, także z powodu odczuwalnie mniejszej dynamiki, skrętności i zrywności, jest propozycją dla fanów najtrudniejszych wycieczek w prawdziwych górach, ale i jako narzędzie dla zagorzałego długodystansowca z wytrenowanym płucem. Na podjazdach wymaga lepszej kondycji od tych, którzy chcą używać go we współzawodnictwie.
>>>Mając "nogę" i "płuco" podjedziesz niemal wszystko, mając odwagę przelecisz najtrudniejszą sekcję DH, tylko ciasne agrafki nie będą łatwe<<<
Dodano: 2011-09-14
Autor: Tekst: Jarek Hałas, zdjęcia: Jacek Wejster, KTM bike ind.
Reklama